niedziela, 14 listopada 2010

He's just not that into you...


Niedawno P. wynalazła w empiku książkę pt. „Kobiety pragną bardziej”. Znając moje uwielbienie filmu pod tym samym tytułem (skąd inąd też to ona mi go kiedyś pokazała – ahh ten uroczy wieczór przy winku, którego nie mogłyśmy otworzyć ;)), od razu dała mi znać o istnieniu czegoś takiego. Pozycja jest napisana w formie poradnika i o dziwo ciężko dostępna (u mnie w sklepach jej nie było ;)). Ukazuje wg autorów prawdy na temat tego jacy są faceci (te najgorsze przypadki) i na jakich powinnyśmy czekać…

No właśnie czekać – i tu zaczyna się mój problem. Od razu muszę przyznać – nie pokochałam tej książki. Mam do niej bardzo mieszane uczucia. Z wieloma rzeczami się owszem zgadzam, ale weźmy pod uwagę choćby to czekanie. Wg pana autora powinnyśmy siedzieć, czekać i nic nie robić, bo książę na białym koniu w końcu sam się do nas zgłosi. Co za bujda na rysorach. Otóż dziewczynki nie wolno nam samej napisać pierwszej, zaproponować spotkania a najlepiej wg odrzucać jakikolwiek kontakt, bo przecież facet lubi zdobywać i najlepiej jak ma najtrudniej. Panowie czy faktycznie tak jest? Mamy was kopać w cztery litery byście mogli nam dowieść jak wam na nas zależy? Będąc na miejscu faceta chyba bym miała tego lekko dość po pewnym czasie.

Pominę takie punkty jak to że spotkanie musi zostać nazwane oficjalnie randką a nie np. „hej chodźmy do kina”, facet musi powiedzieć to w otwartych słowach „Chcę być Twoim chłopakiem” bo inaczej to ni dy rydy. Na mój gust trochę staroświeckie bo da się chyba przeprowadzać takie sprawy w inny sposób, ale w sumie co ja tam wiem na temat związków, raczej niewiele skoro jest jak jest ;)

Jednakże mieszane uczucia nie wzięły się z powietrza. Jest wiele rzeczy z którymi się w pełni zgadzam – spokojnie można przyznać rację, że facet który znika bez słowa wytłumaczenia z naszego życia jest dupkiem; że powinnyśmy trzymać się z daleka od chłoptasiów którzy regularnie nas rzucają by za jakiś czas, gdy poczują się samotnie, wrócić; że zajęci powinni być kompletnie poza zasięgiem a jeżeli próbują coś na boku to tylko wysłać do diabła i że jeżeli nie szuka z Tobą kontaktu – odpuść sobie.

Ogólnie książka do poczytania dla samotnych kobiet, która miały mało przyjemne doświadczenia z facetami, bo autor bardzo dowartościowuje czytelniczki. Bezustannie powtarza, że jesteśmy śliczne, mądre i zasługujemy na niewyobrażalne szczęście. Tylko gdzie ono jest, Greg…?

8 komentarzy:

  1. Mi się wydaję, że to są po prostu amerykańskie realia. U nich musi być wszystko w prost powiedziane. Dlatego często klientki na filmach podkreślają "It's not a date." A z tym "Chcę być Twoim chłopakiem” jest pewnie tak, że jakaś, za przeproszeniem, głupia Amerykanka za bardzo się nakręci i potem koleś może faktycznie mieć problem z uwolnieniem się od niej. To pewnie działa w dwie strony. Więc oni wszystko chyba muszą mieć powiedziane oficjalnie, jeśli nie na papierze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako osoba z odpowiednią ilością testosteronu by stwierdzić, że jestem facetem odpowiem na Twoje pytanie. NIE. Nie lubimy być non stop kopani w dupe. I nawet posunę się do stwierdzenia, że lubimy też być zdobywani:) Może ta książka miała taki cel? Dowartościować czytelniczki? Z tego co piszesz, że ciągle wali tekstami w stylu "śliczne, mądre itp" chce poprawić samoocenę? I teraz mała sugestia techniczna: jak na koniec wspominasz o tym Gregu to dobrym pomysłem byłoby zaznaczenie na początku, że ów Grzesio jest autorem poradnika:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To wiele wyjaśnia ;) Bo myślałam, że takie poradniki kobiety wydają ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj tam oj tam jak ktoś zechce to się doszuka kim jest Greg ;)
    No właśnie każdy lubi jak ktoś o niego walczy więc jak kobiety się na to wypną to cały interes może ugrząźć
    zgadzam się Pati, że to jest chyba książka na realia gdzie istota będzie mieć trochę więcej mózgu niż kura (nie obrażając nikogo) bo problemy tych kobiet z listów, które są tam zamieszczone, sprawiły że do teraz zbieram swoje witki z podłogi

    OdpowiedzUsuń
  5. "Panowie czy faktycznie tak jest?"

    Jak już ktoś, całkiem słusznie z resztą, zauważył - oczywiście że NIE. Za większość nie będę się wypowiadał, ale z mojej strony wygląda to następująco: Zdobywanie kogoś kto daje do zrozumienia, że jest nieosiągalny i piętrzy trudności jest po prostu śmieszne. Jak komuś się nie podoba to do widzenia i tyle. Mentalność zdobywcy często przegrywa ze zdrowym rozsądkiem i jak płeć piękna zgrywa niedostępną to wywołuje zniechęcenie, a w najgorszym wypadku wywołuje wrażenie próżnej, egoistycznej kretynki.
    Jeżeli chodzi o bycie zdobywanym to byłbym dość sceptyczny. Co innego propozycja wyjścia, czy spotkania, a co innego adorowanie faceta. To pierwsze jest rzeczą według mnie naturalną. Inicjatywa ze strony dziewczyny to z pewnością miła odmiana. I tu dochodzi rzecz druga, będąca przejawem zamiany ról jaką promuje się w USA. Kobieta kategorycznie nie może przejmować roli faceta, czyli : płacić za niego, prawić mu komplementów, czy kupować romantycznych, wyszukanych prezentów. Przez takie zachowanie cierpi męskie ego, duma czy jakkolwiek to sobie nazwiemy. Okazanie zainteresowania facetowi a zajęcie jego miejsca w relacjach damsko męskich to spora różnica.
    Na koniec wniosek formalny do autorki o reedycje tekstu, bo perełki interpunkcyjne i stylistyczne się znajdą w paru miejscach :D

    OdpowiedzUsuń
  6. zgadzam się w pełni (choć niekoniecznie facet w każdym przypadku powinien płacić za kobietę, ale to inna kwestia, na temat której znasz moje zdanie ;) )
    a co do Twojego wniosku - czy ja Ci już wspominałam, że się czepiasz? =P wiesz jak kocham interpunkcję i jaki wymiar czasami przybiera mój styl wypowiedzi =P może kiedyś w wolnej chwili to przejrzę a do tego czasu - cierp Ty humanisto =P

    OdpowiedzUsuń
  7. No niestety, mam już takie spaczenie, że widze przecinki tam gdzie ich być nie powinno albo odwrotnie :D niepłacenie to kwestia sporna, zalezy od mentalności i tego kto jakie wartości sobie przyjmuje :P

    OdpowiedzUsuń