wtorek, 2 listopada 2010

A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry...


Ostatnio zauważyłam, że nasz świat zaczyna przypominać grę. Już pomijam tytułowe zdanie Paulo Coelho, ale chodzi mi o to, co się dzieje z nami każdego, zwykłego dnia.
Weźmy pod uwagę choćby kontekst związków. Nie żyję jakoś strasznie długo, ale mam wrażenie po tych 20 latach, że szukanie tej "drugiej połówki zgniłego jabłka" przybrało w dzisiejszych czasach wymiar popularnej gry weselnej "w krzesła" (zapewne ma to jakaś inną, fachową nazwę ;))
Właśnie ucichła muzyka...
Kto zajął "miejsce" należy do grupy szczęśliwców...
Reszta singli dalej miota się po swoim świecie z nadzieją na załapanie się do tej elitarnej grupy...
A wolnych "krzeseł" coraz mniej...
(w tym miejscu bardzo przepraszam za te przedmiotowe porównania ;))
Czasem dochodzi już do tego (fakt znany z autopsji), że bojąc się przegrać tą grę łapiemy się kogokolwiek, byle tylko wyrwać się z tego cholernego poszukiwania. Ale czy to ma jakiś sens? Prędzej czy później i tak wrócimy przecież do punktu wyjścia a tylko zmarnujemy czas danej osobie nie mówiąc już o tym, że możemy ja porządnie skrzywdzić.Czy nie lepiej więc od razu poddać się i powiedzieć, że się w tej zabawie nie bierze udziału? W końcu, gdyby ktoś nam nie powiedział, że do pełni szczęścia potrzebny nam jest ten Ktoś, czy tak samo uparlibyśmy się na to poszukiwanie? Możliwe, jednakże bywa to już czasem męczące, bo co jeśli na kogoś nikt nie czeka? Ma się czuć gorszy?
Na mój gust jest to specyficzne poczucie humoru Siły Stworzenia, że wplątała nas w tą pogoń. Czy nie moglibyśmy byli być stworzeni do gier, które nie są aż tak trudne i gdzie wszyscy wygrywają? Jaka jest korzyść z nieszczęścia innych? A może wszyscy jesteśmy Simami, a ja mam to wątpliwe szczęście, że kieruje mną sfochowany nastolatek z sadystycznymi zapędami... ;)

5 komentarzy:

  1. Cóż.. ja myślę, że to w nas samych jest potrzeba znalezienia kogoś - tej drugiej połówki. Więc myślę że to upieranie się na poszukiwanie kogoś jest zakodowane głęboko w nas i raczej nie zależy od nikogo innego:) Wiesz.. jak pojawi Ci się basen obok domu to zacząłbym się martwić:P każdy przecież wie, że tak sie simsy mordowało:P

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm ja jestem z nowszej wersji - u mnie ufo zostało wysłane żebym padła na zawał ;) ewentualnie mnie porwą ;)
    a nie masz czasem wrażenia że to taki odruch warunkowy - od małego widzimy ludzi parzyście - mama z tatą, dziadek i babcia, pary na ulicy, później pary w szkole etc. etc. i po prostu uznajemy, że tak być powinno?

    OdpowiedzUsuń
  3. Widywanie parzystych ludzi tylko wzmacnia nasz pierwotny instynkt.. przynajmniej wg mnie:) nie czułem nigdy jakiegoś zewnętrznego wpływu na siebie w tych sprawach.. jasne boli to troche jak sie widzi takich ale jakos nie czułem, że to mnie popycha ku szukaniu kogoś:)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mówię że to popycha i tak trzeba. po prostu zdarza mi się myśleć że pewne prawdy są zakorzenione w naszej podświadomości "odgórnie" że tak to ujmę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nigdy nie lubiłam tej zabawy.. Fakt ja na weselach zbyt często nie bywam ;P W każdej grze chodzi o wygrywania :D Jak się przegrywa, to się gra jeszcze raz :D A jak się zbyt często przegrywa, to trzeba jakąś ofermę znaleźć, z którą się wygra xD

    OdpowiedzUsuń